Niedługo, bo za blisko dwa miesiące, będę kończyć drugą klasę liceum, a wraz z nią minie mój pierwszy rok spędzony z rozszerzeniami. Profilowanie - zresztą jak prawdopodobnie każde rozwiązanie w systemie edukacji - ma swoje chwalebne zalety i wady, o których wolałoby się zapomnieć, a które trzeba po prostu przecierpieć. Inaczej się nie da.
Żegnaj, biologio!
Wypadnięcie z mojego planu przedmiotów, które w gimnazjum lubiłam, a które w liceum zaczęły sprawiać mi pewne kłopoty i rodzić we mnie uczucie frustracji, wydaje się być czymś wspaniałym na pierwszy rzut oka. W końcu nie muszę uczyć się, jak obliczać paralaksę na fizykę i jak wygląda budowa komórki roślinnej. Koniec z szczegółowymi datami historycznymi! Mój wybór się liczy i nareszcie mogę uczyć się tego, co mnie interesuje! Hura!
Tak, dzięki rezygnacji z kilku przedmiotów zyskuję czas i kilka chwil więcej na wzięcie głębszego oddechu, spojrzenie w przyszłość i zastanowienie się nad tym, czy może jednak lepiej nie byłoby rzucić tego wszystkiego. Może i mogłabym rozważać wyjazd w Bieszczady, gdyby nie to, że zyskany czas i tak muszę zainwestować w naukę tych przedmiotów, z których teraz mam o wiele więcej materiału. Oczywiście program jest teraz trochę bardziej spójny - nie muszę skakać z biologii na chemię, z fizyki na informatykę, a na dodatek gdzieś jeszcze zmieścić czas na technikę. Jest też jednak mniej różnorodnie, przez co czasami mam wrażenie, że połowę swego czasu w szkole spędzam, licząc deltę lub próbując swoich sił w speakingu. Zanika także jakakolwiek korelacja przedmiotowa pomiędzy przedmiotami przyrodniczymi, przez co nauczycielom czasami trudno jest się na lekcjach odnieść do czegoś z innej dziedziny, by zostali dobrze zrozumianymi przez uczniów.
Inne plany
Rozszerzenia z trzech przedmiotów wydają się być czymś naprawdę pomocnym, kiedy wiąże się z nimi swoje zmagania na maturze i rekrutację na studia. W innym wypadku często po prostu zabierają czas, który dana osoba mogłaby przeznaczyć na naukę do innego przedmiotu zdawanego na egzaminie dojrzałości. Mi samej nie uśmiecha się wizja powtarzania na kółkach materiału z rozszerzanej matematyki, kiedy nie zamierzam na maturze tknąć rozszerzania z tego przedmiotu nawet palcem. Wolałabym raczej powtarzać sobie treść jakichś lektur, wkuwać listę słówek na angielski lub ogarniać dzieje geologiczne Ziemi. Trzeba jednak zacisnąć zęby i jakoś to przeżyć, chyba że sytuacja jest tak dramatyczna, że jedynym wyjściem, aby nie paść z wyczerpania, jest przepisanie się na inny profil.
Elity
O ile w gimnazjum podział na lepsze i gorsze klasy istniał, to jednak nie był aż tak wyczuwalny, jak w szkole średniej. Tak dokładne profilowanie stwarza wyraźny rozdział na oddziały warte uwagi, skupiające najlepszych uczniów, którzy mają w przyszłości spełniać się w zawodach uważanych powszechnie za prestiżowe (czytaj: lekarz, prawnik, inżynier), i te, które istnieją, bo w sumie... gdzieś trzeba trafić, jeśli nie zamierza się być w sferze szanowanych zawodów, co nie?
I tak uważa się, że osoby z humana mogą już powoli przymierzać odzież pracowników McDonalda lub uczyć się rozpoznawania roślin leśnych, gdyby tak przyszło im żyć pewnego dnia bez jakiegokolwiek źródła dochodu, a uczniowie z mat-gera...
Okej, ktoś zapytałby się: co to za profil, ten mat-ger?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz